Więc tak chciałbym to robic z dziewczyną a ona ma 16 lat.Ale słyszałem że podczas pierwszego razu leci krew.I boje sie że jak jej bedzie leciec to rodzice sie zorientują.Nie wiecie może czy leci jej dużo? Jak sie do tego przygotować ? Zobacz 3 odpowiedzi na pytanie: Czy podczas pierwszego razu u dziewczyn leci duzo krwi? Na ból w trakcie inicjacji seksualnej mogło się złożyć wiele czynników, np. zdenerwowanie, niedostateczna gra wstępna, specyficzny kształt błony dziewiczej, stany zapalne, a także niektóre zaburzenia seksualne. Jest mało prawdopodobne by przyczyną była zbyt wąska pochwa, gdyż jest to narząd elastyczny i adaptujący się do Wpadki podczas kolędy. "Ksiądz zobaczył scenę niczym z reportażu o patologicznej rodzinie". Wpadki podczas kolędy. Wizyta duszpasterska to społeczna hybryda zawieszona pomiędzy wydarzeniem towarzyskim a religijnym. Ci, którzy kolędę przyjmują, starają się wypaść jak najlepiej. Naturalność ważna w czasie „pierwszego razu”. Kobiety (mężczyzn zresztą często też) zniechęca nienaturalność. A panowie mają skłonność do pozowania i przedstawiania się w lepszym świetle. Szykując się do „pierwszego razu”, warto ją powściągnąć. Zabieganie o względy partnerki nie powinno sprowadzać się do Błona dziewicza jest naturalną barierą ochronną dla pochwy, a jej przebicie następuje zazwyczaj w momencie pierwszego współżycia. Jest to tzw. defloracja, której często towarzyszy krwawienie. Obecnie istnieje możliwość odtworzenia błony dziewiczej podczas zabiegu hymenoplastyki. Lepsze jest gdy ktoś pisze że podczas pierwszego razu się nie zachodzi w ciąże. Co do pigułki to w mniejszych miastach idzie kupić ją bez recepty. Zresztą co to za problem iść do normalnego ginekologa i dostać receptę, przecież nie trzeba mu się spowiadać jak w konfesjonale. pbLkSH. Słoneczna pogoda, zielona trawa, dużo wolnego czasu – jednym słowem idealne lato. A jak lato, to wiadomo wypoczynek nad wodą. Czy istnieje lepszy sposób na uczczenie faktu, że paskudna zima już minęła? Relaks na plaży i przyjemna kąpiel. Jednym słowem ideał, ale czy na pewno? Nie chcemy Cię martwić, ale niestety nawet tak cudowny plan może okazać się niewypałem, a wszystko przez to co może nas spotkać podczas wypoczynku na świeżym powietrzu. Wiem, trudno w to uwierzyć, a jednak. Jak się okazuje, nawet na plaży może spotkać nas wiele sytuacji, które nie muszą być wcale przyjemne. I jeszcze jedno, jeśli myślisz, że do strzelenia wymarzonej fotki wystarczy odpowiedni wygląd i fajne otoczenie, bardzo, ale to bardzo się mylisz. Zresztą za chwilę się o tym przekonasz! 1. Grono młodych dziewczyn i… starszy Pan. Próbuję pojąć, ale nie mogę. Może Tobie pójdzie lepiej. 2. Na tym zdjęciu jest o jedną osobę za dużo. 3. „Tutaj widzimy prawdziwą modelkę spacerującą wzdłuż plaży. Tuż obok Pani, widzimy natomiast… Po prostu kolejny dzień w raju.” 4. Kobieta z tyłu… Jej wyraz twarzy mnie przeraża. 5. Jak widać zdarzają się i wpadki na pierwszym planie. 6. „A mogło pójść na Facebook’a. Gdyby nie ten facet w wodzie.” 7. „Czy z tą Panią na drugim planie wszystko jest ok? Może niech ktoś to sprawdzi?” 8. Bo królowa może być tylko jedna! 9. Miało być rodzinnie, a wyszło dziwnie. 10. Dziewczyny lepiej uważajcie na portfele. W tym facecie jest coś dziwnego. 11. „Tato proszę, z miłości do swoich córek załóż spodenki.” 12. Kto zaprosił tego gościa? 13. Ta fotka jest prawie idealna… gdyby nie pewien wypięty tyłek! 14. Na tym zdjęciu jest o jedną osobę za dużo… Chyba więcej nie muszę mówić. 15. Ten pies lata! Takie rzeczy można zobaczyć na plaży? 16. Miało być sexy, wyszło… Niespodziewany gość na drugim planie. 17. Dzieci są kochane, ale potrafią też nieźle zajść za skórę. 18. Ta niezręczna chwila, kiedy drużba postanawia uwolnić się ze swojego garniaka. A to zdjęcie mogło być takie romantyczne. 19. Gdyby tylko ta dziewczyna była świadoma sytuacji za jej plecami. Z drugiej strony może to i lepiej, że tego nie widzi. 20. Ktoś tu za bardzo się wczuł… Momencik, trwa przetwarzanie danych A może trzeba było od razu na Placu Czerwonym? Moja przyjaciółka postanowiła, że straci dziewictwo podczas pobytu na daczy swojego chłopaka. Jednak pojechali tam nie sami, lecz z całą kompanią znajomych. W rezultacie nic z seksu nie wyszło, bo jak tylko para próbowała się do siebie zbliżyć znajomi zaglądali przez okna i udzielali porad. Na trzeciego Rodzice pojechali na daczę, więc zaprosiłam chłopaka do siebie na nocleg rozumiany jako proces pozbawienia mnie dziewictwa. Gdy rozległ się dzwonek podbiegłam do drzwi i zobaczyłam swojego faceta z… kolegą trzymającym flaszkę wódki. Później się wyjaśniło, że mój wybranek wcale nie zamierzał urządzić ostrego trójkąta, a kolegę zaprosił po to, by go wsparł w momencie próby. Przed samym procesem miał go znieczulić alkoholem, a potem poczekać w kuchni aż skończymy. Romantyka prysła i imprezę przenieśliśmy na inny termin. Wszystko dzięki babci W wieku 17 lat przeżyłam dziwną próbę pettingu. Odważnie stawiłam się w tym celu u progu mieszkania młodego poety. Pierwsze, czym był łaskaw mnie uradować, było zwrócenie uwagi na to, że jego babcia specjalnie dla nas przygotowała czerwoną pościel. Przygotowała także jedzenie, byśmy zjedli kolację jak już zrobimy swoje. Opowiedział mi także jakimi to smakołykami babcia rozpieszczała go w dzieciństwie, jaki prezent kupił jej na urodziny oraz wiele innych wzruszających historii. Jakoś się rozmyśliłam. Kogo miało zaboleć? Z moim przyszłym mężem mieliśmy typowy seks 15-letnich gówniarzy: w domu, kiedy mama jest w pracy, bez rozbierania się. Mój organizm pożałował nawet kropelki krwi, nie wiedziałam też w którym momencie mam krzyknąć. Za to krzyknął chłopak – kot zakradł się od tyłu i go ugryzł w tyłek. Lot bez majtek Próbowaliśmy wejść w dorosłość na koloniach. O piątej rano (!) wyszliśmy po cichutku na tylną werandę wspólnego domku letniskowego, oparłam się o balustradę i… Nie zdawałam sobie sprawy, że to tak zaboli. Jak wyrwałam do przodu… tzn. przed siebie, wybiłam balustradę i zleciałam bez majtek w krzaki. Hałas skutecznie zwabił wszystkich na taras. Chłopak zdążył schować przyczynę mojego lotu, ale i tak cała kolonia zrozumiała co się stało, bo przez chwilę wisiałam w krzakach nogami do góry… Papuga idiota Sam proces poszedł gładko, ale chłopak wyrzucił prezerwatywę na podłogę, skąd momentalnie porwała ją jego papuga i połknęła. Musieliśmy zawieźć ją do weterynarza, a tam opowiedzieć co się jej przytrafiło… Mieliśmy 16 lat i cała sytuacja była na tyle traumatyczna, że nasz związek nie przetrwał. Praw przyrody się nie zmieni Byliśmy na koloniach nad Oką. Tam wymyśliliśmy, że przepłyniemy rzekę i na drugiej stronie, w krzakach oddamy się rozpuście. No może nie na całego, bo chłopak nie miał prezerwatywy, ale zawsze coś. Weszliśmy do wody, przepłynęliśmy bez problemu na drugi brzeg, wchodzimy w krzaki… pełne pokrzyw. Ale nie to nas zatrzymało. Woda była zimna i członek chłopaka skurczył się jak kubek turystyczny. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Chłopak się obraził i odpłynął. 1 sierpnia 2015 o 12:17 przez Skomentuj (7) Do ulubionych Wpadka podczas seksu. - do Forum Kobiet To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ... Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Posty [ 4 ] 1 2011-11-13 17:56:39 alessandra1666 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-10-18 Posty: 10 Temat: Wpadka podczas ja i mój chłopak uprawialiśmy po raz pierwszy seks. Zaczęło się bardzo fajnie, gra wstępna, wszystko jak trzeba, było miło i przyjemnie, ale problem pojawił się wtedy gdy próbował we mnie wejść. Za cholerę się nie udało. Próbowaliśmy dość długo i nic. Aż w końcu odeszła mu ochota, mnie również. Jak już doszliśmy do wniosku, że kończymy widziałam po nim, że był na siebie wściekły, okropnie się czuł, miał do siebie pretensje, że zawalił, a ja się podczas stosunku głupio śmiałam. Teraz on żle się z tym czuję, boję się, że już straci ochotę na seks ze mną. Co teraz robić?? 2 Odpowiedź przez JustynaPiatkowska 2011-11-13 19:06:16 JustynaPiatkowska 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: psycholog seksuolog terapeuta Zarejestrowany: 2011-02-26 Posty: 671 Odp: Wpadka podczas seksu. Alessandra1666,podczas inicjacji seksualnej czy pierwszego zbliżenia z nowym partnerem często pojawia się stres i liczne, związane własnie ze stresem, trudności. Warto abyście oboje zdawali sobie sprawę, że pewna nieporadność podczas pierwszej próby zbliżenia wynika jedynie z faktu, że jesteście parą od niedawna i dopiero się poznajecie. Stąd trudności z odgadnięciem potrzeb, preferencji partnerów, wypracowaniem najkorzystniejszych pozycji. U mężczyzn z obawy przed oceną, pojawiają się problemy z uzyskaniem i utrzymaniem erekcji bądź przedwczesnym wytryskiem. W przyszłości spokój, wzajemne zaufanie i dystans do ewentualnych trudności na pewno pozwolą Wam cieszyć się seksem i związkiem. Jestem psychologiem, seksuologiem i terapeutą. W codziennej pracy prowadzę poradnictwo i terapię w zakresie zaburzeń życia seksualnego kobiet i mężczyzn, także terapię par i małżeństw. Oferuję również E-poradę psychologiczno-seksuologiczną drogą meilową - anonimowość gwarantowana! Gabinet psychologiczno-seksuologiczny w Gdańsku. 3 Odpowiedź przez Kotowata 2011-11-14 12:52:10 Kotowata Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-11-13 Posty: 20 Odp: Wpadka podczas seksu. Tak jak napisała już Justyna pierwszy raz wiąże się z ogromnymi emocjami dla obojga partnerów. Często trudności z wprowadzeniem członka do pochwy przy pierwszej inicjacji seksualnej są wynikiem silnego zaciśnięcia mięśni pochwy wywołanych stresem. Poniżej przedstawiam Ci kilka sposobów, które mogą ułatwić pierwsze zbliżenie:- zadbajcie o przyjemną atmosferę- na pierwszy raz najlepsza będzie pozycja klasyczna (Ty na dole, partner na górze)- warto podłożyć poduszkę pod pupę (tym samym mięśnie pochwy nieco się rozluźnią, a partner będzie miał łatwiejszy "dostęp" do Ciebie)- zaopatrzcie się w lubrykant (nawilżacz na bazie wody (!), który ułatwi poruszanie się partnerowi w Tobie, gdyż podczas pierwszego razu nie będziesz prawdopodobnie dostatecznie nawilżona i seks może skończyć się otarciami pochwy)- nie zmuszajcie się do niczegoPonadto polecam wizytę u ginekologa przed pierwszym kobiety cierpią na pochwicę. Jest to choroba (o podłożu psychicznym), która uniemożliwia współżycie, gdyż zaciskanie mięśni pochwy jest tak nasilone, że niektóre kobiety cierpiące na tę chorobę potrafią zgnieść orzecha włoskiego w skorupce za pomocą mięśni pochwy właśnie. Posty [ 4 ] Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Zobacz popularne tematy : Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności © 2007-2021 [BG I] Wpadki pierwszego razu Autor Wiadomość Semaj Posty: 72Podziękowania: 2/3Skąd: BGiF i TH Jolan Dziecię BhaalaBendem go zjadł Wiek: 26 Posty: 699Podziękowania: 58/107 Kliwer Wiek: 33 Posty: 1426Podziękowania: 153/242 Eerie Diabelstwo Wiek: 25 Posty: 98Podziękowania: 3/10 Wysłany: 2015-02-01, 03:40 Jolan napisał/a: Przyznać się, kto za pierszym( drugim i trzecim) nie czytał notki od Goriona i przegapił, że jest dzieckiem Bhaala-martwego boga ? Ja dopiero po jakimś czasie je zacząłęm czytać :D Wcześniej nie wiedziałem, że Gorion coś po sobie zostawia i że jest sens to zbierać. Hehehe, a ja pamiętam swoją pierwszą grę w BG1 :D Nie wiedziałem, że ta gra ma otwarty świat: jak wyjdziesz z mapy po północnej stronie, to przechodzisz do lokacji na północy, po południowej stronie idziesz na południe etc. Myślałem, że gra jest liniowa (chyba pierwsze RPG w jakie zagrałem w życiu :D) i że lokacje trzeba przechodzić wzdłóż, każdą po kolei :D Czytałem opisy i stwierdziłem, że zagram półelfim łowcą. No i tak ten mój półelfi łowca wraz z samą Imoen jako towarzyszką (Xzara i Montiego jakoś ominąłem, nie wiem nawet jak) zamiast iść do Pod Pomocną Dłonią, szedł coraz bardziej na wschód. Po drodze Imoen zginęła, a ja szedłem dalej samotnym łowcą na 1lvl. Lokacja z pająkami, które omijałem bo nie mogłem ich pokonać, czerwonych magów też ominąłem (zabili mnie dość szybko przy pierwszym podejściu, na szczęście już wiedziałem, że można saveować i loadować), potem Gullykin i Most Firewine. Oczywiście nie wchodziłem do podziemi, nie wykonywałem questów i nie walczyłem tylko uciekałem, bo solo postacią na 1lvl było ciężko. Chciałem po prostu przejść. Potem skręciłem na zachód i myślałem że teraz trzeba będzie iść cały czas wszerz na zachód. No to szedłem. Beregost, w knajpie Feldeposta jakiś gość chciał mnie wyrzucić z knajpy, więc poszedłem grzecznie bo nie chciałem z nim walczyć, u Firebeada kupiłem ciężką kuszę i trochę bełtów i się cieszyłem żę mam fajną broń, bo w końcu ciężka kusza. I będę walił z dystansu! Na lokacji z sirinami już nie dawałem rady jak się baby robiły niewidzialne i zatruwały mojego 1lvl łowcę :D Wtedy już nie dałem rady i przestałem grać. Zagrałem jeszcze raz od nowa. No, skoro one tak fajnie się robiły niewidzialne, to może by tak zagrać magiem? Będzie fajnie. I grałem magiem. Szło mi średnio. No, przynajmniej odkryłem, że mogę decydować o tym, w którym kierunku chcę podróżować, zależnie od tego od której strony wyjdę z mapy. Doszedłem do Pomocnej Dłoni. Tarnesh akurat nie był zbyt trudny, po kilku loadach dawałem radę, a potrafił rzucić lustrzanki albo horrora. Bardzo lubiłem czar chromowa kula, szkoda że nie zwracałem uwagi na jej wadę jaką jest możliwość wykonania rzutu obronnego. Doszedłem do Nashkel tym magiem z pełną drużyną, w gospodzie była ta kapłanka-zabójczyni. Nie pamiętam, jak się nazywała, na pewno coś na N. Może Neera? Dawno nie grałem w jedynkę. Podczas walki przez przypadek trafiłem kogoś postronnego. Nie wiem, czy miałem dostęp do jakiejś obszarówki wtedy, może walnąłem jej z różdżki błyskawic albo po prostu źle kliknąłem? Nie wiem, nie pamiętam. W każdym razie wszyscy zrobili się czerwoni, ja ich wyzabijałem, bo to w końcu wrogowie. Potem wyszedłem na zewnątrz, a tam strażnicy atakują i łowcy głów się pojawiają. Myślałem, że ta zabójczyni stoi po stronie Amnu i że zabijanie jej rozzłaszcza ludność. Tak więc omijałem tą gospodę :P Wiele razy zaczynałem grę od nowa, rzadko zachodziłem daleko. Czasem zabijałem gości z Płomiennej Pięści dla płytówek, bo w końcu droga i dobra zbroja. Ach, ta duma gdy każdy w teamie kto mógł nosić płytówkę, miał ją. A reputacja była Pogardzany, patrole Płomiennej Pięści mnie ścigały, a ceny zwiększone 10x. Nie było mnie stać na zwykłą halabardę. Znowu zacząłem od nowa. W Kopalni Nashkel się zgubiłem, nie znalazłem przejścia dalej i myślałem że dalej już kopalni nie ma. W ekwipunku była ta trucizna koboldów oraz zatruta ruda, to myślałem że o to chodzi w tym queście, to wróciłem się przez całą kopalnię do burmistrza, chcąc dać mu te 2 itemy żeby zaliczyć questa :D Zabiłem Prisma, bo nie wiedziałem żę można go ochronić przed Szarym Wilkiem i że to się opłaca bo Varscona. Odkryłem zalety postaci wieloklasowych, ale nie doczytałem, że zdobywają one exp wolniej. Tak więc grałem wojownik/mag/kapłan z pełnym 6 osobowym teamem. Wreszcie przeszedłem Kopalnie Nashkel, potem udało mi się nawet przejść Obóz Bandytów, a potem byłem w Kniei Otulisko i się dziwiłem, czemu wszyscy już poawansowali na jakieś levele, a moja postać nadal ma 1lvl i w ogóle tak mało exp :D Nie dałem rady pokonać tej drużyny przy wejściu do kopalni, więc znowu zacząłem od nowa. Postanowiłem zagrać jednoklasowym magiem. Wtedy już zaczęło mi iść dobrze. W Beregoście miałem jakieś 900 exp i byłem wniebowzięty, bo to w końcu tak dużo w porównaniu z tą trzyklasową postacią :D Dobiłem do końca kopalni. Nie mogłem pokonać Davaorna. Przez bardzo długi czas był on niepokonanym bossem. Dopiero za którymś razem nie wyszedł mu rzut obronny i drużynowy kapłan rzucił ciszę i facet nie mógł rzucać czarów. Wtedy go pokonałem, a jak padł to głośno krzyknąłem "JEST!", aż się mamusia zdziwiła gdy usłyszała z innego pokoju taki okrzyk radości. A w kolejnych podejściach już chodziłem na łatwiznę. Zwój ochrony przed magią od Thalantyra, rzucamy na wojownika, idzie on przodem i zabija z łatwością Davaorna, a reszta teamu czeka przy wejściu. Nie wiedziałem, że można rzucić ten zwój na wroga i jest jescze lepiej. Ach, ten OP przedmiot :D Przy pierwszym podejściu jakoś ominałem ten wielki zamek uciekając przed wrogami. Potem jakoś nie ciągnęło mnie tam. Thalantyra i jego dobroci odkryłem dopiero dużo później. Już jako ten mag. To było tak, że najpierw zabiłem Davaorna i zdobyłem szatę złego arcymaga. Potem dopiero odnalazłem Thalantyra i ze zdziwieniem oraz radością stwierdziłem, że szata dobrego oraz neutralnego arcymaga również istnieje. To dobrze, bo grałem akurat praworządnym neutralnym, bo taki fajny charakter się wydawał. We Wrotach Baldura nie mogłem za nic pokonać drużyny na najwyższym piętrze Żelaznego Tronu. A w magazynie w dokach był bazyliszek. Nie wiedziałem, że można się przed jego wzrokiem bronić. Taktyka była prosta: najpierw kapłan idzie przodem, rzuca rozkaz zanim bazyli zaatakuje, jak wyjdzie rzut obronny to load. Jak nie wyjdzie to bazyli jest nieprzytomny i wszyscy atakują ze wszystkiego. Jakoś wychodziło. Otruli mnie i nie wiedziałem, jak się odtruć. Zabiłem tego gościa, który mówi że zostaliśmy otruci, a on miał antidotum. Myślę "No to ok", wypijam, myślę że jestem odtruty. Ale było zdziwienie gdy się dowiedziałem, że jednak nie. A potem ignorowałem wiadomości że czuję się coraz gorzej. Ale było me zdziwienie, gdy moja drużyna nagle w całości deadła w jednej chwili. Potem odkryłem opcję eksportowania oraz importowania. Wczytałem ostatniego sejwa na tym magu, eksport, import przy nowej grze i zaczynam w Candlekeep z magiem 4lvl i jakimś ekwipunkiem. Potem podczas gry mag awansuje, a potem jak już grałem to zawsze zaczynałem już od Candlekeep magiem na 9lvl :D Czytałem strony internetowe i wyczytałem, że Płaszcz Algernona można ukraść i jest fajny. Odkryłem griumar charyzmy, który wcześniej ominąłem w Twierdzy Gnolli. Śnieżny wilk był ultratrudnym przeciwnikiem. Grałem na multiplayerze (tylko ja, grając jak singleplayer, po prostu chciałem mieć same swoje postacie) ze swoim wyeksportowanym magiem z 9lvl, Abdelem wyeksportowanym z mission pack save oraz stworzonym przez siebie magiem/złodziejem o imieniu Dalmas Headshoter którego levelowałem od początku :D Pewnego razu popłynąłem na wyspę wilkolaków, ale miałem (to było zanim mag wskoczył na 9lvl, trochę teraz tak niechronologicznie wrzucam) niskie poziomy i nie umiałem sobie poradzić i utknąłem w martwym punkcie. Szedłem do Wieży Durlaga na łatwy exp w postaci 2k za Horrora bitewnego. Pójść kapłanem naprzód, rzucić oplątanie, jak się nie uda to load i do skutku. Potem nawalać w niego z dystansu. Nie wiedziałem, jak łatwo można wbijać exp na sirinach albo bazyliszkach. Ciągle chciałem wracać do Candlekeep. Wyczytałem, że trzeba przynieść książkę. No, ale była masa książek, więc wziąłem jakąś z jakiejś szafki w czyimś domu i ze zwykłą książką wróciłem do Candlekeep, żeby wejść. Z klas to najbardziej lubiłem maga oraz kapłana. Cały czas uparcie twierdziłem, że charyzma jest bardzo mało potrzebna i do niczego się nie przydaje i lepiej dać na coś innego. Miałem postać z charyzmą 3. Ale wylosowały się bardzo dobre rzuty. Wyobraźcie sobie maga 18/18/18/18/17/3 A Gorion przy próbie ataku rzuca sztyletem i zabija, ale jakoś mi się udawało go zabić importowanym magiem na 9lvl. Naszyjnik pocisków to bardzo fajny amulet. Pan "Jestem śmiercią, która przyszła po ciebie. Poddaj się, a nie będziesz cierpieć" był trudnym przeciwnikiem, ale z pomocą strażników Amnu się udawało. Nie znałem też wielu smaczków gry. Aha, no i na jarmarku kupowałem zwój zamiany kamienia w ciało za 500. Próbowąłem walczyć z Shandalarem. Szybko mnie kosił. Ale potem czar polimorfowanie siebie, zamiana w galaretę musztardową z ponad 100 odp. na magię i jazda samym magiem, reszta teamu czeka. Cwaniak się teleportuje na koniec. Raz doszedłem bardzo daleko, bo aż do walki końcowej. Ale Sarevoka w świątyni utłuc nie potrafiłem, to dałem sobie spokój. Stwierdziłem, że Wrota Baldura to zajebiste miasto i w ogóle mój ulubiony fragment gry to 5 rodział. Więc poszedłem w 1 rozdziale do lokacji z mostem przed wejściem do Wrót Baldura, przeteleportowalem się kodem na drugą stronę i przechodziłem questy swoim importowanym magiem oraz mając Imoen, Quayle i Ajantisa. Taki skok do 5 rozdziału, bo nie chciało mi się robić wszystkiego po drodze, a tak lubiłem Wrota Baldura :D Potem odkryłem modyfikację Opowieści z Północy Wybrzeża Mieczy, a skusiło mnie zniesienie blokady expa oraz epickie przedmioty i czary. Mój importowany mag nie był już dłużej ograniczony do 9lvl. Kodem zaawansowałem do 40lvl i dodałem sobie masę op przedmiotów. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku że taka gra nie ma sensu i już zawsze zaczynałem nową postacią z 0 exp, żadnego importowania. Dawne czasy. No dobra, przyznawać się: kto miewał takie gafy jak ja? :D _________________ L`f Uczeń Gonda Wiek: 31 Posty: 1373Podziękowania: 288/150 Wysłany: 2015-02-01, 14:48 Eerie, oficjalnie stwierdzam, że pobiłeś wszystkich dotychczas piszących w tym temacie. Tylu okrutnych przygód z BG to chyba mało kto doświadczył. :P Z Twojego postu nie wynika bezpośrednio, ale zakładam, że tymi postaciami, których już nie importowałeś (tylko zaczynałeś z 0 XP), udało Ci się już przejść grę do samego końca. ;> Eerie napisał/a: w gospodzie była ta kapłanka-zabójczyni. Nie pamiętam, jak się nazywała, na pewno coś na N. Może Neera? Bardzo blisko - Neira. :P W sumie kiedy było ogłoszenie, że jedna z NPC-ek z EE będzie miała na imię Neera, na parę sekund się zawiesiłem, bo myślałem, że dołączą tę łowczynię głów. Później sobie przypomniałem, że jednak trochę inaczej się nazywała. Moje początki nie były tak imponujące - za to za BG zabrałem się jakieś 2 lata po premierze. Możecie sobie wyliczyć, w jakim byłem wieku. :P Dodam, że był to mój pierwszy cRPG, więc kompletnie nie miałem pojęcia, po co są wszystkie wartości w karcie postaci. Tym miałem się zainteresować dopiero później. ;) Stworzyłem paladyna (bo uznałem, że gra szlachetnym rycerzem będzie fajna) i - nie znając konwencji baldurowych imion - nadałem mu boskie imię Niebieski Feniks. Pamiętam, że chciałem jak najdłużej zostać w Candlekeep, bo mi się podobało i byłem dość ostro wkurzony, że każą mi z niego iść. Po wykonaniu wszystkich misji spędziłem tam jeszcze dobrych parę godzin, żeby sobie połazić i upewnić się, że na pewno nic już na mnie tam nie czeka (oczywiście Ochrona przed złem od Elvenhaira zdążyła z pięć razy wygasnąć, więc nie miałem nawet złudzeń, że to mi coś pomoże - a nie wiedziałem jeszcze, że i tak wygasa :P). Potem udałem się do Goriona i wyruszyliśmy... a jak tylko go zabili, to wiedziałem, że popełniłem błąd, a staruszek się mylił i powinienem był tak naprawdę pozostać w cytadeli. :> Polubiłem Imoen jako pierwszą postać przyłączalną - bo jako pierwsza chciała mi w ogóle pomagać. Pamiętam, że łaziłem po obszarze z zabójstwem Goriona jak kretyn, bo nie wiedziałem, jak z niego wyjść - ale jednocześnie starałem się unikać wilków i niedźwiedzi, bo były jeszcze za silne. Dobrze że załatwiłem mojemu Feniksowi jakiś porządny ekwipunek (zbroję paskową mu chyba kupiłem, do tego półtoraka, hełm i pawęż - nie wiedziałem, że istnieje Klasa Pancerza, więc nie mogłem się dziwić, że maleje), więc walkę w jego wykonaniu można było jeszcze nazwać walką, a nie rzeźnią (jego, nie przeciwników, oczywiście ;>). Imoen trzymałem na dystans, choć nie wiedziałem, co zrobić, gdy się jej skończyły strzały - chyba nie brała wtedy w ogóle udziału w walce. Mimo że usilnie szukałem sposobu na uruchomienie mapy świata i wyjście z obszaru, ominąłem Chase'a skaczącego z klifu (do teraz nie wiem, jak). Wróciłem na gościniec, spotkałem Xzara i Montarona, dołączyłem ich - uznałem, że są zarąbistymi kompanami, bo dali mi miksturę. :P Potem szukałem wyjścia razem z nimi - i wtedy już zabiłem trochę wilków. W końcu ogarnąłem, że jak najeżdżam kursorem na krawędź mapy, to się zmienia kursor, a po kliknięciu zamiast czterech pól pojawia się jedno. Voilà! Opuściłem obszar! Kolejną lokację chciałem przejść jak najszybciej. Nawrzucałem Elminsterowi i ruszyłem naprzód, trzymając się drogi (żeby na jakieś wilki nie wpaść, albo cholera wie co). Mając w pamięci wskazówkę Goriona, na rozdrożach ruszyłem na północ i - nie zbaczając z gościńca - poleciałem jak głupi do krawędzi obszaru. W międzyczasie napatoczył się Aoln (z tym, co gadał, wydał mi się jakimś mistrzem przetrwania), który powiedział, że w okolicy zabił ogra maga. OGRA MAGA?! Kurde. Przeświadczony o tym, że trzymanie się ścieżki było najlepszą z moich dotychczasowych decyzji, udałem się prosto do skraju mapy i od razu stamtąd uciekłem (bo już wiedziałem, jak się opuszcza obszar). Pod Pomocną Dłonią poczułem się prawie jak w Candlekeep - spokojnie, bezpiecznie, żadnych potworów. Spartoliłem zadanie z Joią (bo pusto w sakiewce i się domagałem zapłaty) - już nie pamiętam, czy wczytywałem, żeby to poprawić, czy dopiero za drugim razem mi się to udało. Jeśli nie, to tym lepiej - uniknąłem traumatycznej potyczki z hobgoblinami. Paradoksalnie Tarnesh nie był problemem - zaskoczył mnie, ale chyba jakimś cudem zabiłem go za drugim czy trzecim razem. Wewnątrz - obowiązkowo dowaliłem Khalida i Jaheirę, sądząc, że będą mi konkretnym wsparciem - jak się rozczarowałem, gdy się okazało, że gość ma tyle samo PŻ, co mój paladyn, a jego żonka nawet mniej - wtedy siłę postaci mierzyłem w punktach życia. :P To takie wsparcie mi tatuś zapewnił? Niemniej jednak uznałem, że lepsza para takich noobków jak ja niż puste sloty w drużynie (podział doświadczenia między członków drużyny - co to takiego?), zabrałem ich ze sobą. Zwiedziłem sobie pięterko, a później drugie. Ominąłem kolesia od pantalonów, przyjąłem questy od Unshey i Landrin - z tym, że krasnoludkę olałem, bo po wszystkim skierowałem się od razu w stronę Beregostu. Byłem już trochę odważniejszy, jeśli chodzi o walkę, ale nadal wolałem trzymać się ścieżek. No, może czasami trochę połaziłem po bokach. :P Beregost już słabiej pamiętam. Spuściłem manto Marlowi u Feldeposta, choć nie obyło się bez ofiar - kogoś mi pobił pięściami do utarty przytomności, chyba Jaheirę albo Imoen. Ogólnie ominąłem masę domków, bo mi te mordy z drużyny zaczęły marudzić, że natychmiast muszę iść do Nashkel. Zostałem tylko, żeby załatwić sprawę z Garrickiem - na początku oczywiście dałem się zwieść Silke i zabiłem Faltisa i resztę - ale później naszły mnie wątpliwości. ;) Wczytałem, po czym w bólach, trudach i po mnogości loadów załatwiłem Tespijkę. Garrick chciał do nas dołączyć - super! Wymienię go za Xzara, ten upośledzony mag ma tylko jeden czar i CZTERY punkty życia (Po co w ogóle grać z magami? Najgorsza klasa w grze!). Ale wyszła lipa - bo zostawił mnie też Montaron. Zreflektowałem się i po krótkich kalkulacjach wyszło mi, że sześć to więcej niż pięć... ale kurczę, Garrick musi być lepszy niż Xzar, który nawet nie umie machać mieczem i nosić zbroi. O ile pamiętam, wywaliłem nekromantę na pożarcie pająkom z domku Landrin. Wtedy miałem kompletną drużynkę. :P Jaheira twarzy nie zamyka, Montaron też coś chrzani, więc kurs - Nashkel. O ile pierwszy obszar drogi tamże przeszedłem banalnie - prosta ścieżka w dół - o tyle na drugim przypadkiem zboczyłem z drogi i się zagubiłem - zacząłem iść bez przerwy na południe. O dziwo, o czym się później dowiedziałem, ominąłem dzięki temu hobgobliny. ;) W Nashkel nie bardzo ogarniałem. Gdy wszedłem do świątyni Helma, Montarona trafił szlag i zaatakował mi harfiarzy. ;> Jako że dwoje to więcej niż jeden, siłą nierozerwalnej miłości małżeńskiej i ciosów zwykłego Miecza długiego +0 i takiej samej Maczugi (!) nizioła zatłukli. Uznałem to chyba za zrządzenie losu, bo nie wczytywałem gry. ;) Jakimś cudem zabiłem żołnierzy z koszar. Przyłączyłem Minsca - oczywiście nie ogarnąłem, że zlecił mi jakiś quest. Później dopiero zauważyłem, że chciał, żebym zabijał z nim gnolle. GNOLLE? Ja z gibberlingami miałem problemy, pseudołowco z niepodręcznikową Mądrością! No dobra - to wymyśliłem teraz, wtedy nie wiedziałem, że ma za niską. :P Zbyłem Edwina albo go zabiłem (niewielka różnica, tylko dwie literki), nie pamiętam już - w każdym razie jakiś taki podejrzany mi się wydawał. Co smutne, wkurzył mnie Noober - więc zabrałem mojemu Feniksowi broń i kazałem go zaatakować z pięści, żeby nie zabić, ale go jedynie przestraszyć/ogłuszyć. Niestety, miałem włączone SI drużyny, a obok stała Imoen... kurde, w potwory to nigdy nie trafiała, ale biednego Noobera ustrzeliła na śmierć za pierwszym razem. Smutno było, bo jak to tak, żeby paladyn napotkane osoby zabijał - ale że stan zapisu miałem gdzieś daleko, to nie wczytałem. :P Hura! Dotarłem do kopalni, moja drużyna wreszcie się zamknie! Przez pierwsze pół godziny głowiłem się, jak tam wejść, bo ścieżka mi się wydała jakaś dziwnie kręta i nie mogłem tam dotrzeć. Jak już tam wlazłem, przez wszystkie korytarze szedłem na ślepo, regularnie mnie też zabijały koboldy, bo każdy członek mojej noobowatej sześcioosobowej drużynki miał pierwszy poziom. Podziwiam swoje samozaparcie, że jakoś dotarłem do przejścia dalej - chyba dlatego, że myślałem, że to koniec kopalni. A tam drugi poziom... o masakra. Tam szedłem jeszcze bardziej na ślepo i jeszcze bardziej zestrachany o swoje życie niż wyżej. Miałem szczęście - i dość szybko natrafiłem na ścieżkę prowadzącą dalej. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie podniósł paru flaszek z trucizną i jednej nie wypił - komuś permanentnie obniżyłem Kondycję, nie pamiętam, komu. Nieistotne zresztą, i tak bym nie zauważył. Co dalej? Na trzecim poziomie szedłem chamsko na wprost. Na moście do drugiej połowy poziomu trafiłem na pułapki (Co to jest wykrywanie pułapek? Co to jest rozbrajanie pułapek? - co ciekawe, rozbrajać pułapki nauczyłem się kompletnie przypadkiem przy chyba siedemnastym rozpoczęciu BG I - i pierwszym, które doprowadziłem do końca ;>). Pułapki... cóż, dla pierwszopoziomowców były śmiertelne, więc liczebność mojej grupy znacząco zmalała. Próbowałem to ominąć, szukałem innej ścieżki na przejście dalej, ale na próżno. Wreszcie posłałem naprzód dzielnego Niebieskiego Feniksa - może on się nie zawaha, może jego strzały, kule ognia, czy co tam jeszcze było, nie trafią!... Trafiły. Umarł. Dałem sobie spokój. Tak oto na wieki poległo pierwsze z Dzieci Bhaala, którego los wziąłem w swoje ręce. :P Nauczony doświadczeniami, wiele razy wracałem do BG I. Minęło wiele czasu, zanim dowiedziałem się, co to jest TraK0 i po co są plusiki przy broniach. Nauczyłem się chodzić po pobocznych lokacjach, spotkałem Thalantyra - to że nic u niego nie kupiłem, bo było za drogo, to inna sprawa. Poznałem piękno awansu na kolejne poziomy. Doceniłem magów. Zagrałem wieloklasowcem i stwierdziłem, że gra się lipnie - bo jak to tak, żeby pół Twojej drużynki było na 3. poziomie, a Ty na 1. :P Po iluś próbach stworzyłem reminiscencję z Niebieskiego Feniksa - paladyna Venidona - i wspólnie z nim pokonałem Sarevoka po raz pierwszy... a później jeszcze i Irenicusa, bo tak mi się dobrze grało. :> _________________AshfncaeicaliuheangfkacgakfgegcalgfcalhfcamhlhKi~.! Eerie Diabelstwo Wiek: 25 Posty: 98Podziękowania: 3/10 Wysłany: 2015-02-01, 22:41 Cytat: Jaheira twarzy nie zamyka, Montaron też coś chrzani, więc kurs - Nashkel. O ile pierwszy obszar drogi tamże przeszedłem banalnie - prosta ścieżka w dół - o tyle na drugim przypadkiem zboczyłem z drogi i się zagubiłem - zacząłem iść bez przerwy na południe. O dziwo, o czym się później dowiedziałem, ominąłem dzięki temu hobgobliny. ;) Heh, ja też początkowo chodziłem na południe w tej lokacji na przełaj :D A do moich gaf można zaliczyć jeszcze to, że myślalem, że Silke mówi o sobie "Jestem Silke, nadzwyczajna lesbijka". Myślałem, że ona jest lesbijką, a nie Tespijką. _________________ Geralt Riv Wieśmin Wiek: 23 Posty: 145Podziękowania: 4/9 Wysłany: 2015-09-23, 17:52 Może też dodam swoje 3 grosze. Pamiętam, że podczas tworzenia postaci, kompletnie nie wiedziałem, po co jest losowanie skoro można samemu zmieniać staty. No więc pozmieniałem, a wyglądało to tak(grałem wojem) - "Tu, trochę tu, aha, inteligencja też się przyda. Co to charyzma? Pewnie jakieś szajstwo dam na minimum. Siły troszkę więcej, no i jest!". Przy biegłościach było podobnie. Prolog, jak i całą grę, uaktywniałem na bieżąco. To znaczy, że nie szukałem questów tylko parłem na przód. Trudność przeciwnika oceniałem "po wielkości". Czyli jak zobaczyłem gnolla lub hobgoblina, to bez zastanowienia wczytywałem i omijałem łukiem sądząc, że jak narazie jestem za słaby na takie stwory. Moja pierwsza gra skończyła się na etapie tego maga pod pomocną dłonią, jako, że nie mogłem go pokonać. Druga, na etapie Neiry z Naschkel. Trzecia skończyłaby się na etapie Davaevorna z kopalni, gdybym nie poznał kodów(stworzyłem armię Drizztów), na szczęście nie przeszłem w ten sposób całej gry, jako że miałem format komputer(na całe - mój Boże - szczęście). Później radziłem sobie przednio. Aha, i jeśli chodzi o motyw z armią Drizztów, to na początku postanowiłem załatwić sprawę trochę bardziej honorowo(przesadziłem z tym słowem) i przywoływałem konsolą grimuary, aby dopakować wszystkich członków drużyny, WSZYSTKIE statystyki. Nie dałem rady i tak. Zabijałem wszystkich kupców sądząc, że będą mieli swoje towary. Męczyłem się dość długo, aby poukradać cenne przedmioty. Szczyna mi opadła gdy się okazało, że nie przyjmują kradzionego towaru. Grzecznie wyszedłem na prośbę maga z wysokiego żywopłotu. _________________"Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza... jednym jesteś ty" Ostatnio zmieniony przez Geralt Riv 2015-12-09, 14:32, w całości zmieniany 1 raz Tuth Wiek: 33 Posty: 38Podziękował 2 razySkąd: Przechlewo Wysłany: 2015-09-24, 11:33 Moje pierwsze doświadczenie z grą było u kolegi (choć widziałem ją wcześniej), który dostał ją od brata. Mieliśmy wtedy po 11-12 lat (1999-2000) i średnio wiedzieliśmy co robimy. Nawet większość nazw przekręcaliśmy, nie czytając dokładnie np. Bladur's Gate, Savok itd. Swoją pierwszą postać stworzyłem właśnie grając u kolegi. Człowiek wojownik z cepem bojowym, którym spacerowałem i wykonywałem zadania w Candlekeep. Co ciekawe oboje z kolegą nie potrafiliśmy znaleźć księgi Phlydii. Oglądałem jak kumpel grał i zaszedł do Kniei Otulisko, ale używał Gatekeepera (nazywanego przez nas Gatek-eper), bo jak to twierdził "Nie chcę mi się łazić bez złota i w ćwiartkowanej zbroi na początku". Pamiętam, że męczył się z Hamadriadą, która zauroczyła mu jedną z jego przepakowanych postaci (Minsc bodajże) i musiał kombinować żeby nie powybijał mu reszty drużyny. Sam zacząłem grać na swoim komputerze kilka miesięcy później i kolega dużo mi podpowiadał. Stworzyłem człowieka kapłana, bo "to takie połączenie maga i wojownika" z charakterem chaotyczny zły, bo fajnie brzmiało, chociaż nie przyłączałem złych postaci. Pamiętam, że dałem mu maksymalną siłę, nie zwracając szczególnej uwagi na resztę cech. Drużynę miałem opartą na tej, którą widziałem u kolegi: Imoen, Jaheira, Khalid, Kivan i Xan. Wiedziałem o Branwen jeszcze, ale nie miałem dość złota, żeby ją uwolnić. Większość zadań pomijałem i bałem się chodzić po pobocznych lokacjach. W Obozie Bandytów straciłem Khalida i kolega polecił mi Ajantisa. Ostatecznie zatrzymałem się w kopalni Kniei Otulisko, gdzie Hareishan błyskawicą kosiła mi większość drużyny. Do dziś pamiętam jak niechętnie przerwałem grę, po wielu próbach. To było moje pierwsze doświadczenie z grą, później zaczęła się zabawa z Gatekeeperem, pierwsze ukończenie gry, obserwowanie jak siostra gra, poznanie większości lokacji i zadań, dodatek "Opowieści z Wybrzeża Mieczy", mody, próby grania w multiplayer i ostatecznie powrót do grania "jak za starych czasów", ale to opowieści na inną okazję. _________________Release, revolve, renew. memory Gwiazda Mystry Wiek: 47 Posty: 813Podziękowania: 208/184Skąd: Garwolin Wysłany: 2018-05-06, 06:26 Moją naprawdę pierwszą postacią był W/M/Z. Myślałem, że przechytrzyłem ograniczenie zdobywanego doświadczenia i w każdej klasie uciułam po 89 tysięcy. Ale to wcale nie była ta wpadka, hehe. Zaraz po spotkaniu z Imoen rozpocząłem przeszukiwanie obszaru i natknąłem się na wilka... który zabił mnie swoim pierwszym atakiem. Byłem w takim szoku, że uznałem grę za przesadnie trudną i zacząłem raz jeszcze. Tym razem postanowiłem odpuścić finezyjne rozwiązania i postawiłem na krasnoludzkiego wojownika z najwyższymi możliwymi Siłą, Kondycją i Zręcznością (żeby już żaden wilk mi nie przyfikał). Grało się nieźle, tylko przyłączane do drużyny postacie ginęły jakoś za łatwo, a mnie nie było stać na wskrzeszanie ich w świątyni. Aż tu pewnego dnia, dopiero co odpaliłem grę, wszedłem do jednego namiotu na Jarmarku, a tu jakiś agresywny mag zabił mi Imoen, zanim sam zginął. Strasznie się wtedy podłamałem, bo Imoen już od poprzedniej gry (hehe) była bliska memu sercu. Wpadłem więc na pomysł, że posunę się do oszustwa... Moje rolplejowe serce krwawiło... ale wczytałem grę i utłukłem dziada bez straty Imoen. I wtedy nagle mnie olśniło! Przecież ja mogę zapisywać grę nie tylko, gdy kończę sesję. I mogę sobie wczytywać i zapisywać i wczytywać i zapisywać. Ile dusza zapragnie. Aż z radości rozpocząłem grę po raz trzeci. I wreszcie ją ukończyłem. Ale prawdę powiedziawszy, to dziś mam, bolesną w skutkach, tendencję do zapominania o zapisywaniu w trakcie gry. _________________Slainte mhath! Dark Akolita Tempusa Wiek: 33 Posty: 993Podziękowania: 28/58 morgan Exiled Bard Posty: 5556Podziękowania: 465/316Skąd: Island of Misfit Toys Wysłany: 2018-05-06, 10:39 Heh, bazyliszki. Przypomniała się mi moja pierwsza na nie taktyka - "oślepiają wzrokiem, więc skryty w cieniu zajdę je od tyłu, walne i odskoczę" (grałem W/Z). Pierwszego nawet udało się mi ubić (był na 2 ciosy), ale drugi - wciąż będąc tyłem - już mnie spetryfikował. Ja miałem więcej szczęścia, bo w moim ekwipunku była jakaś Mikstura lustrzanych oczu. _________________Pozdrawiam \m/organu\m/ \m/agnu\m/ Kontakt ze mną - via mail (morgan19[at] lub GG (9928331) Szukał długo...długo, tajemnie, nie zwierzając się ludziom. Oczy jego były rozświecone wewnętrznym odbłyskiem jasnej idei. Szukał.... - i to, na co patrzał, nie zadowalało go. Gdzie? (...) Trwożnie, pytająco usiłował wszystko poznać, zobaczyć... Nie ma.... badał, wgłębiał się, szukał... Nie ma, w ludziach nie ma, w ich myślach, tworach... Wszystko szare, przeciętne, monotonne.... (...) wszystko obszedł... w społeczeństwie, w ludziach, nigdzie. a może źle szukał? nie - ależ nie. Obszedł wszystko, wszystko widział, wszędy pytał.... a może jest za brutalny? może jego dusza - ta harfa Eola - ma za grube struny, by na nich mogły zadrgać i zafalować subtelne tajemnice? nie. przecież ten błysk, przecież czuł, dlatego szukał......." I jeśli kiedykolwiek umrę – a wiem, że umrę w bardzo krótkim czasie – umrę, zgłębiwszy ten świat z bliska i z daleka, z góry i z dołu, ale z nim nie pogodzony. Umrę i On zapyta mnie wówczas: «Czy było ci tam dobrze, czy źle?» Ja zaś będę milczeć, opuszczę wzrok i będę milczeć. Niemota taka znana jest wszystkim, którzy zebrali żniwo wielodniowego i zapamiętałego pijaństwa. Czyż bowiem życie ludzkie nie jest chwilowym otępieniem duszy, a także jej zaćmieniem? Wszyscy jesteśmy jakby pijani, każdy na swój sposób; jeden wypił mniej, inny więcej. I na różnych różnie to działa: jeden śmieje się światu w twarz, a inny skłania głowę na piersi tego świata i płacze. Jeden już się wyrzygał i jest mu dobrze, a innego dopiero zaczęło mdlić. A cóż ja? Wiele zaznałem, ale nic nie zdziałałem. Nigdy się nawet tak naprawdę nie roześmiałem i ani razu mnie nie zemdliło. Ja, który doznałem w tym świecie tyle, że tracę rachunek i zapominam kolejności – ja jestem najtrzeźwiejszy z całego świata; na mnie to wszystko marnie działa... «Dlaczego milczysz?» – spyta Pan, spowity w błękitne błyskawice. A co ja mu powiem? Nic, tylko będę milczeć i milczeć... Ta łza nie jest wyrazem żalu, ta łza nie jest smutkiem, to łza ... nieporadności, bolesne piękno, bezsilność bezkresu piękności i minimalistycznych możliwości. Ta łza, to łza niewolnika. Chcę czuć, móc czuć piękno zamknięty w szklanej łzie ... Ja umieram na zawsze szczelnie zamknięty w podświadomości, zatruty, zawstydzony, zaszczuty ... Ja umieram na zawsze. To bezkres palety odczuć zamknięty w zubożałości możliwości ... Ja umieram na zawsze. Lost Illusions Tavern Impressiones maiores || (post)Impressiones Cattæ | Impressiones Ænigmællæ | Impressiones Foliællæ Corpus Tuum (18+) | Impressiones Rosellæ || Impressiones maximæ || Impressiones amorosæ | Anti- et postimpr. amorosæ Hiperestezja | Witold Zimmer | (N)e(u)rotica Jvegi napisał/a: Nie, nie można się cieszyć, że mamy nową formę sponsorowania developmentu, szansę na spełnienie tych marzeń o prawdziwej ewolucji crpegów, gier lepszych niż baldury czy arcanum. Nobanion[Usunięty] memory Gwiazda Mystry Wiek: 47 Posty: 813Podziękowania: 208/184Skąd: Garwolin Wysłany: 2018-05-06, 19:22 Bazyliszki spotkałem po raz pierwszy mając już chyba w zanadrzu Ochronę przed petryfikacją (tylko nie wiem, zieloną czy niebieską). Pamiętam, że zaskoczyłem tym znajomych, którzy uważali, że bazyliszki można pokonać tylko przyłączając Koraxa (łatwy sposób), lub powalając je Śmierdzącą chmurą (trudniejszy sposób). Na marginesie dodam, że chłopak, który opracował taktykę ze Śmierdzącą chmurą i bronią dystansową, twierdził też, że znalazł diament w dziupli drzewa. Odsądziliśmy go od czci i wiary, bo nie potrafił już nigdy potem odnaleźć tego drzewa . Kilka lat mi zajęło, żeby zwrócić mu honor... _________________Slainte mhath! nowus777 Uczeń Gonda Wiek: 33 Posty: 677Podziękowania: 79/116Skąd: Warszawa Damianus_NT beamdog hater Wiek: 32 Posty: 349Podziękowania: 115/26 [BG I] Wpadki pierwszego razu Autor Wiadomość Alvarez Zasłużony Posty: 1949Podziękowania: 253/73 Wysłany: 2010-01-14, 17:31 [BG I] Wpadki pierwszego razu Czyli jakie gafy strzelaliście dopiero zaznajamiając się z mechaniką itepe. To co pamiętam: - klasa pancerza - kto by pomyślał, że im niższa tym lepsza? Na początku biegałem bez zbroi w przekonaniu, że tak lepiej ;P - dobra, przyłączam Xzara i Montarona, tego pierwszego wysyłam na wilki, a że mag ma ze 4 pkt. życia i nie potrafi walczyć, to od razu ginie. Miałem go wtedy za strasznie słabą postać. - myślałem, że jak zabiję sklepikarza, to zostawi po sobie sprzedawany towar, trochę ich padło zanim wyszedłem z tego przekonania - to chyba za drugim razem, pamiętałem, że Marek ma fajny łuk dla złodzieja, a że w drużynie miałem Imoen to szkoda czekać na takie cacko, wchodzę do północno-wschodniej części Wrót Baldura, rzucam oplątanie i tadam... idzie dialog, zabijam Marka i Lothandera, a o truciźnie myślałem bardziej jako elemencie questu, a nie realnym zagrożeniu. W katakumbach Candlekeep nagle cała drużyna zginęła, straszny krzyk, przestraszyłem się, ale nic się nie dało już zrobić, kto by wtedy pomyślał by zapytać na jakimś forum Z BG2 tak już nie było, jedynie nie mogłem się przyzwyczaić, że pasek przewijania towaru w sklepie jest po drugiej stronie ;P A z modami BG2 to w ogóle ciekawa historia, ściągnąłem pierwszego moda i teraz pytanie, jak to coś zainstalować, przecież wypakowanie do katalogu z bg2 to nie taka oczywista sprawa , uruchamiałem WeiDU w folderze moda i ciągle krzyczało, że nie może znaleźć jakieś robiłem dziwne eksperymenty, doszło do tego, że przeniosłem całą zawartość override'a bezpośrednio do folderu z BG2, ależ tam był tłok Za którymś razem zainstalowałem TDD, teraz w poszukiwania patcha! Naczytałem się, że są błędy, ale jakieś łatki zostały wydane, ściągnąłem poprawki do jakiejś starej wersji nie-WeiDU ( chyba, czy coś w takiego) i teraz nie chce się zainstalować, ciągle pyta czy uaktualnić do nowszej wersji, jakieś cyrki, za cholerę nie idzie do przodu. Byłem już na forum, więc pytam, a Vinci pisze: o matko, a po co Ci ten staroć Ogólnie to pierwsza udana instalka poleciała w kosmos, gdy wziąłem element jednego moda za buga i zacząłem przeinstalowywać, ale to i dobrze, bo myśląc, że TDD jest najlepsze naprzyłączałem do drużyny Avaunisa, Yeslicka i kogośtam jeszcze, tragedia... _________________ Ostatnio zmieniony przez morgan 2014-04-24, 01:05, w całości zmieniany 2 razy Antalos Czarnoksiężnik Bhaala Wiek: 28 Posty: 201Podziękowania: 9/39Skąd: Świątynia Mordu Wysłany: 2010-01-14, 22:26 Ja miałem powiedzmy instruktora ^^ - po raz pierwszy w BG grałem u sąsiada i wszelkie ptania zadawałem jemu, jeśli chodzi o podstawy. Ale również myślałem, że Monty z Xzarem są słabi. Oprócz tego jak Jaha i Khal z nimi się pokłócili to uznałem ich za dziwnych i ubiłem. Oczywiście za pierwszym razem noober zginął z mojej ręki bo nie wiedziałem o tym expie(a wkurzył mnie po 3 tekstach, bo myślałem, że zaczepi mnie po raz drugi z powodu ważnej prośby ;) ) No i jeszcze problem z magiem na schodach pomocnej-nie byłem świadom jeszcze wtedy o możliwości jakie daję strzelanie z łuku i męczyłem się chyba z 5-6 razy aż go pokonałem-zawsze biedny Monty ginął ;} _________________Kapłani Bhaala wierzyli, iż każde popełnione morderstwo umacnia ich boga. Czciciele mieli obowiązek dokonać zabójstwa raz na dekadzień - najlepiej w mrokach nocy. Jeżeli z jakiegokolwiek niezależnego od nich powodu nie byli w stanie tego zrobić, po ustąpieniu przeszkody mieli za zadanie popełnić dwa zabójstwa za każde niedokonane w przeznaczonym czasie. Kolejnym obowiązkiem było obwieszczenie ofierze, z czyich rąk ginie, oraz wymówienie następującej formuły: "Bhaal cię oczekuje, Bhaal cię przyjmuje, nikt mu nie umknie". morgan Exiled Bard Posty: 5556Podziękowania: 465/316Skąd: Island of Misfit Toys Wysłany: 2010-01-14, 22:41 Hmm, za pierwszym razem nie miałem jakichś większych wtop, gorzej (z koniecznościa wczytywania) było za drugim, kiedy to poznawałem urroki gry solo specjalistą - i przyznam Tarnesh (oprócz Akolitów, bo ci zawsze mi napują krwi) był naprawdę sporym wyzwaniem (ale to w jedynce częste - choćby ostatnio - na pierwszym zapędziłem się do Twierdzy Gnolli, odpoczynek = respawny, a ja miałem dwa Magiczne i całe 6 PŻ - aczkolwiek to jeszcze miesci się w granicach rozsądku, OzWM nie)... Z większych porażek w pierwszej grze do dziś z rozrzewieniem wspominam morganową teorię dotyczącą bazyliszków, a raczej ich owyobrażenia z literatury wszelakiej... Realizacja jej polegała ona na tym, że mój złodziej atakował z cienia w plery, po czym uciekał tyłem do bazyliszka (bo petryfikuje, gdy się spojrzy bestii w oczy;>)... Przy drugim (przy pierwszym wszedł rzut obronny, cień i drugi cios) na planszy pojawił się piekny posążek;P Inna sprawa (pewnie juz Was nudzę, bo pisałem o tym), że zdarzyła mi się wtopa techniczna, podówczas dysponowałem 8GB dyskiem, na którym miałem jeszcze Heroesów III i kilka innych rzeczy, a nie chciałem jednak minimalnej i zainstalowałem (gra wprowadziła i wprowadza - ta 5 CD bez dodatku, cyzli 1-sza wersja - w błąd, bo podawała, że jest bodaj 2047 czy 8 MB na dysku (starcza na zainstalowanie pełnych 3CD) no i zainstalowałem 3 pierwsze, po czym we Wrotach (co niepomiernie irytowało w rozdziale VII) (które są na CD nr 4 tamtego wydania) musiałem wachlować płytami przy każdym wejściu i wyjściu z Kanałów (CD 5)... _________________Pozdrawiam \m/organu\m/ \m/agnu\m/ Kontakt ze mną - via mail (morgan19[at] lub GG (9928331) Szukał długo...długo, tajemnie, nie zwierzając się ludziom. Oczy jego były rozświecone wewnętrznym odbłyskiem jasnej idei. Szukał.... - i to, na co patrzał, nie zadowalało go. Gdzie? (...) Trwożnie, pytająco usiłował wszystko poznać, zobaczyć... Nie ma.... badał, wgłębiał się, szukał... Nie ma, w ludziach nie ma, w ich myślach, tworach... Wszystko szare, przeciętne, monotonne.... (...) wszystko obszedł... w społeczeństwie, w ludziach, nigdzie. a może źle szukał? nie - ależ nie. Obszedł wszystko, wszystko widział, wszędy pytał.... a może jest za brutalny? może jego dusza - ta harfa Eola - ma za grube struny, by na nich mogły zadrgać i zafalować subtelne tajemnice? nie. przecież ten błysk, przecież czuł, dlatego szukał......." I jeśli kiedykolwiek umrę – a wiem, że umrę w bardzo krótkim czasie – umrę, zgłębiwszy ten świat z bliska i z daleka, z góry i z dołu, ale z nim nie pogodzony. Umrę i On zapyta mnie wówczas: «Czy było ci tam dobrze, czy źle?» Ja zaś będę milczeć, opuszczę wzrok i będę milczeć. Niemota taka znana jest wszystkim, którzy zebrali żniwo wielodniowego i zapamiętałego pijaństwa. Czyż bowiem życie ludzkie nie jest chwilowym otępieniem duszy, a także jej zaćmieniem? Wszyscy jesteśmy jakby pijani, każdy na swój sposób; jeden wypił mniej, inny więcej. I na różnych różnie to działa: jeden śmieje się światu w twarz, a inny skłania głowę na piersi tego świata i płacze. Jeden już się wyrzygał i jest mu dobrze, a innego dopiero zaczęło mdlić. A cóż ja? Wiele zaznałem, ale nic nie zdziałałem. Nigdy się nawet tak naprawdę nie roześmiałem i ani razu mnie nie zemdliło. Ja, który doznałem w tym świecie tyle, że tracę rachunek i zapominam kolejności – ja jestem najtrzeźwiejszy z całego świata; na mnie to wszystko marnie działa... «Dlaczego milczysz?» – spyta Pan, spowity w błękitne błyskawice. A co ja mu powiem? Nic, tylko będę milczeć i milczeć... Ta łza nie jest wyrazem żalu, ta łza nie jest smutkiem, to łza ... nieporadności, bolesne piękno, bezsilność bezkresu piękności i minimalistycznych możliwości. Ta łza, to łza niewolnika. Chcę czuć, móc czuć piękno zamknięty w szklanej łzie ... Ja umieram na zawsze szczelnie zamknięty w podświadomości, zatruty, zawstydzony, zaszczuty ... Ja umieram na zawsze. To bezkres palety odczuć zamknięty w zubożałości możliwości ... Ja umieram na zawsze. Lost Illusions Tavern Impressiones maiores || (post)Impressiones Cattæ | Impressiones Ænigmællæ | Impressiones Foliællæ Corpus Tuum (18+) | Impressiones Rosellæ || Impressiones maximæ || Impressiones amorosæ | Anti- et postimpr. amorosæ Hiperestezja | Witold Zimmer | (N)e(u)rotica Jvegi napisał/a: Nie, nie można się cieszyć, że mamy nową formę sponsorowania developmentu, szansę na spełnienie tych marzeń o prawdziwej ewolucji crpegów, gier lepszych niż baldury czy arcanum. Zireael Wiek: 30 Posty: 720Podziękowania: 13/42Skąd: Ched Nasad Almateria[Usunięty] Wysłany: 2010-01-15, 17:32 Zireael napisał/a: Z klasą pancerza to chyba każdy to na początku miał. E! Ja nie miałam! ^^ Bo wogle nie widziałam tych numerków, i kierowałam się twardością zbroi. ^^ I do tego przykodowałam sobie wszystko na początku, i zamiast chodzić, CtrlVowałam się wszędzie. ^^" Simi Posty: 633Podziękowania: 20/9 Wysłany: 2010-01-16, 16:03 Almateria napisał/a: E! Ja nie miałam! ^^ Bo wogle nie widziałam tych numerków, i kierowałam się twardością zbroi. ^^ Bardzo słuszne podejście Almi! Ja oczywiście też myślałam, że im wyższa klasa pancerza, tym lepiej i dopiero jak znalazłam płytówkę to mi się coś zaczęło nie zgadzać, że niby jakim cudem zbroja skórzana lepiej chroni od metalowej. No i nie wiedziałam, że wylosowane punkty cech można przenosić, więc starałam się losować tak długo, aż np. wojownik miał 18 siły. Zaczynałam grę od dwójki i kiedy pierwszy raz zagrałam w jedynkę wydawała mi się bardzo trudna. Zaczęłam magiem z jakimiś 6 punktami życia i pierwszy napotkany Burek zabił mi tę postać - szok normalnie. W ogóle zaklęć ta moja postać nie miała prawie wcale, a ginęła co dwa kroki, więc dość szybko się zraziłam i zaczęłam jeszcze raz wojowniczką. Serafin Wiek: 32 Posty: 194Podziękowania: 11/10 Wysłany: 2010-01-16, 17:50 Tylko jedna gdyż grę ogarniałem dzięki starszemu bratu. Mianowicie suwaczek umiejętności złodziejskich przy awansie na wyższy level, z drugiego BGka, który odkryłem po kilku latach, heh. Dumny jestem jednak z tego, że znalazłem go sam, bez podpowiedzi w necie ;0 (dział BG1, ale inni też pisali o dwójce) Luinel Tańcząca w Snach Wiek: 28 Posty: 185Podziękowania: 10/8 Wysłany: 2010-01-18, 00:20 No cóż, swoją przygodę z BG zaczynałam dość wcześnie, w wieku dziecięcym jeszcze, więc gaf było sporo. Wcześniej nie miałam wiele do czynienia z grami, już nie wspominając o tym rodzaju, moje doświadczenie ograniczało się do Simsów, Croca i Diablo II xD. Na początku w ogóle nie miałam pojęcia o magii, nie umiałam rzucać czarów, już nie wspominając o uczeniu się ich, więc moi magowie dzielnie ruszali w bój uzbrojeni w sztylety i zazwyczaj ginęli po jednym ciosie zadanym przez przeciwnika. Kiedy w końcu mniej więcej zapoznałam się z magią, używałam głównie czarów ofensywnych, uznając te defensywne za zupełnie niepotrzebne i bezsensowne. Bo po co komuś jakieś osłonki, lepiej przecież zadać obrażenia wrogowi! I na tym też głównie polegała moja taktyka, po prostu wszyscy rzucali się byle jak na przeciwników, w sumie do tej pory się dziwię, że udało mi się dojść dość daleko. Nie pamiętam, jak to było z klasą pancerza, ale zapewne też myślałam, że im wyższa, tym lepsza. Wesoło też było u mnie podczas początków z modami. Kiedy dowiedziałam się o ich istnieniu, pościągałam tego bardzo dużo, w ogóle nie czytałam readme, nie zwracałam uwagi na kompatybilność i poinstalowałam wszystko w byle jakiej kolejności, a potem dziwiłam się, że podczas gry wyskakiwały mi bugi uniemożliwiające jej dokończenie. Wtedy jeszcze o istnieniu SK ani forum nie wiedziałam i nie umiałam poradzić sobie z tym problemem. Ale całe szczęście było, minęło, teraz już radzę sobie znacznie lepiej i takich głupot nie robię. No... może czasem. ^^ _________________When the cold of winter comes Starless night will cover day In the veiling of the sun We will walk in bitter rain But in dreams I can hear your name And in dreams We will meet again Trista Wiek: 29 Posty: 138Podziękowania: 12/7 Cespenar Wiek: 110 Posty: 172Podziękowano 2 razySkąd: Z dziury. Rob Wiek: 35 Posty: 189Podziękowania: 6/11Skąd: Wrocław nowyU Posty: 316Podziękowania: 20/216 Lercher Nein, Mann! Posty: 407Podziękowania: 18/10Skąd: Rotterdam Li Przyjaciel KlanuLisior Wiek: 34 Posty: 422Podziękowania: 35/11Skąd: Kraków Wysłany: 2011-02-26, 11:16 Hih, ja miałam tak jak nowyU *i** Rob - pierwsza moja rozgrywka to była chwilka, syn chrzestnej mojej siory mi włączył grę, żebym się nie nudziła, to było świeżo po premierze... Nie miałam pojęcia o niczym, na początku czerwca 1999 roku to ja jeszcze miałam dziesięć lat. ^^ Więc moja postać (woj) miała chyba całe 9 punktów siły... ^^ Drugie podejście, już na własnym egzemplarzu, było ciut lepsze, ale też nie było przerzucania. Co mi się wylosowało, to brałam, konsekwencja była taka, że postać ogólnie była ok, ALE to było za mało, żebym zdołała pokonać grupkę na bodaj przedostatnim(?) piętrze Żelaznego Tronu, nie pamiętam kto to był? Grupka morderców czy jakichś tam popleczników Sarevoka... rozkładali mnie na łopatki. Więc dopiero moje trzecie podejście do gry miało ręce i nogi. Ale nabawiłam się wtedy urazy do magów, słabe to to było i nic sensownego nie mogłam zdziałać, wszystko mnie zabijało w 2-3 ciosach. Doszło do tego, że jak (po latach) w papierowej sesji moja postać wskutek różnych zawirowań nabawiła się jakichś magicznych zdolności, to dostałam (i postać też) ataku furii... do dzisiaj śmieją się ze mną wszyscy moi gracze i mistrzowie, których znam. ^^ Ale ostatecznie pogodziłam się z czarodziejami, pomogło przejście BG1 i potem dwójki bardem, tu już było do maga nawet blisko... _________________ tomashes Wiek: 28 Posty: 50Podziękował 7 razy

wpadki podczas pierwszego razu